Ta strona korzysta z plików cookie. Musisz zaakceptować zgodę na ich używanie klikając tutaj

Okiem odbiorcy tłumaczenia

kwiecień 27, 2012 · Autor wpisu: · 7 komentarzy
Tematyka: mec. Agnieszka Swaczyna - adwokat, rozwój zawodowy 

Autorem wpisu jest mec. Agnieszka Swaczyna

Jako adwokat reprezentujący strony w sprawach także z udziałem obywateli państw obcych często korzystam z usług tłumaczy. Właściwie powinnam napisać – biura tłumaczeń. Od dłuższego czasu współpracuję z jednym biurem i w tym wpisie postaram się wyjaśnić, dlaczego jestem wiernym klientem tego właśnie biura. Dla uproszczenia nazwę „moje” biuro tłumaczeń biurem X.

Może powinnam podkreślić, że naprzeciwko mojej kancelarii nie brakuje tłumaczy, a biuro X jest położone kilka przystanków dalej, ale (kolejność przypadkowa):

1)      tłumaczenie zawsze jest na czas – nie zdarzyło mi się, żeby tłumaczenie było zgłoszone do odbioru później niż się umówiliśmy. Jeżeli występują komplikacje, to jestem o tym informowana na bieżąco i mam prawo decyzji, czy kontynuujemy zlecenie;

2)      jestem obsłużona miło i kulturalnie – wbrew pozorom ma to ogromne znaczenie. Traktuje siebie i innych poważnie i tego samego oczekuję od innych. Nie chodzi o uniżoność wobec „wielkiego” adwokata, tylko o równorzędne traktowanie. Rozmowa ze mną jak z petentem zdyskwalifikowała już w moich oczach kilka biur tłumaczeń;

3)      do tłumaczenia wystarczający jest skan dokumentu, a oryginał okazuję przy odbiorze. Dzięki temu muszę podjechać do biura tylko raz, a poświadczenie tłumaczenia z oryginału jest umieszczone na dokumencie;

4)      nie muszę uiszczać zaliczki za tłumaczenie, a płatność wykonuję po otrzymaniu faktury. Zdaję sobie sprawę, że gotówka w ręku, to nie to samo, co przelew, ale… musze czekać aż klient prześle pieniądze na tłumaczenie. To zwykle trochę trwa, a tłumaczenia prawie zawsze potrzebne są „na już”. Gdy ja czekam na pieniądze od klienta tłumacz już pracuje, a ja nie muszę (zresztą nigdy tego nie robię) zakładać własnych pieniędzy. Oczywiście można sobie wyobrazić, że klient nie przyśle mi pieniędzy (na szczęście do tej pory mi się to nie zdarzyło). Cóż, to ja zamawiam tłumaczenie i to ja muszę zapłacić. Z tego powodu biuro X nie ryzykuje, bo ma dłużnika w postaci mojej kancelarii;

5)      i chyba ostatnie, ale nie mniej istotne: tłumaczenia są podpięte do oryginałów. Dla tłumacza to nie jest problem. Tłumaczy, więc wie co do czego przynależy. Ja – nie zawsze. Otrzymałam kiedyś stos tłumaczeń z języka niemieckiego i spędziłam dość dużo czasu (nie napiszę co myślałam o biurze tłumaczeń) na dopasowywaniu tłumaczenia do tłumaczonego dokumentu. Na szczęście, dzięki znajomości języka było to możliwe. Co można zrobić, gdy otrzymuje się luzem tłumaczenie np. z jęz. arabskiego. Wstyd się przyznać, tym językiem nie władam (na szczęście biuro X trzyma standardy i nie było problemu). Jednak, nawet jeżeli jestem w stanie pokładać puzzle przygotowane przez tłumacza, jest to dla mnie po prostu strata czasu. Na marginesie dodam, że z biurem, które oddało mi tłumaczenia luzem już nie współpracuję. Również dlatego, że nie podeszło ze zrozumieniem do zgłaszanego problemu i potraktowało mnie opryskliwie. Tego żaden klient nie lubi i formuła „klient ma zawsze rację” obowiązuje także w takich relacjach.

Współpraca z biurem tłumaczy jest dla mnie wygodniejsza. Nie muszę za każdym razem szukać kontaktu do tłumaczy poszczególnych języków. Nawet, jeśli biuro nie zatrudnia tłumacza danego języka, to kontaktuje się odpowiednią osobą i bierze na siebie odpowiedzialność za jakość i dotrzymanie standardów. Nie wykluczałabym jednak współpracy z pojedynczymi tłumaczami. Być może mogliby mi zaoferować coś więcej, co by mnie przekonało do współpracy właśnie z nimi. Jednak te moje warunki, to dla mnie niezbędne minimum.

(Visited 169 times, 1 visits today)

Komentarze